Nienawidzę tego uczucia. Ty chyba tym bardziej. Wszystko niby dobrze, lecz czujesz się jak zbity pies. Dosłownie. Jak smarkaty dzieciak, opiekujący się przez kilka tygodni szczeniakiem, który następnie po prostu zdechł. Młody pierwszy raz zaznał uroków życia. Właśnie! Życie. Przecież to tak prosto powiedzieć, nie? - Coś się stało? - Nie, życie. - Bezsilnie zdać się na Los. Zbychu: Podziwiam i samemu tchórzę.
Znów setki głupich myśli przewijają się przez mój umysł. Mam tego wszystkiego serdecznie dość. Wstaję i wychodzę. Drzwi jakoś same z siebie trzaskają, może trochę za głośno. No co? Tak wyszło. Teraz cholerna winda, zawsze się musi głupia tak wlec. Trudno, rozruszam się po schodach. W dół szybciej, prościej. Zresztą jak zawsze, człowieka z natury ciągnie do dołu. Szybki krok i na przystanek. Tramwaj, miejsce z tyłu i znów wszystko mieć w głęboko. Dopiero zauważam krople deszczu spływające po szybie. Lepszej pogody nie mogło być, zajebiście.
Koniec trasy, wreszcie. Lubię to. Mogę spokojnie zamknąć się we własnym umyśle, idąc bez większego celu przed siebie. Dla innych mało to znaczy. Dla mnie wiele. Zbyt dużo czasu spędziłem wśród szarych blokowisk, aby nie docenić fragmentu cichego, zielonego zakątka. To jest głupie wiem. Spokojnym krokiem zboczyć w głębszy fragment zdziczałego parku. Kiedyś był to bardzo zadbany teren z mnóstwem ścieżek i spokojnych, zacienionych miejsc. Kiedyś. Jak to było? Someday. Pamiętam. Wszystko się zmienia, nastaje nowe. Ktoś zaraz powie, że ten zarośnięty, zdziczały park jest świetnym przykładem motywu dekadentyzmu. Szczerze? Co z tego? W tej chwili nie wiele mi po tym fakcie.
Cholera jasna. Znów mi bluza przemokła. Ostatnio suszyła się cały dzień, bo idiota, nie pomyślałem, aby powiesić ją koło ciepłego grzejnika. Ślepy w karty nie gra. Kurna, kolejna "złota myśl" nie wnosząca nic do tematu. Przyzwyczaj się. Uj z tym wszystkim, przeżyję jakoś. Przysiada na chwilę na kupie kamieni, leżących w miejscu dawnej ławki. Huh, cisza i spokój. Bez tego całego zgiełku i gonitwy. Czy ktoś mi odpowie po co to wszystko? Nikt.
Mniam! Widok kropli spływającej po częściowo otwartym liściu. Chwila wahania na jego koniuszku. No dalej! Spadaj! Przecież i tak to zrobisz, po co to przedstawienie? Publiczności tu nie ma. Jestem tylko ja. Czyli właściwie nikt. Wreszcie. Wszystko widać jak w zwolnionym tempie. Kropla odrywając się powoli opada ku ziemi, a liść wpada w radosne drżenie. Po chwili jednak jego ruch zamiera. Rozumie co czeka jego przyjaciółkę. Koniec. Tak, Moi Mili. Przerażony może jedynie patrzeć, jak Kropla leci w kierunku twardych kamieni. Wiatr. Jeden lekki podmuch. Miała szczęście. Wylądowała w niewielkiej kałuży. Liść i Widzowie mogą odetchnąć z ulgą. Happy End. Znów? To nudne.
Zawsze chciałem poczuć jak to jest lecieć. Czemu więc nie teraz... Podrywam się szybko i ruszam niemal pędem w kierunku dawnej hali. Jeśli pamięć mnie nie myli, powinny znajdować się na jej terenie stare silosy. Musi być z nich dość ciekawy widok. Tak! Są. Tylko ten płot. Czemu gdy wszystko popada w ruinę, to właśnie ogrodzenia poddają się upływowi czasu najpóźniej? Ok, mam jakąś dziurę. Znów dostaję dreszczy z podekscytowania. Morda się sama śmieje na widok solidnych żelaznych konstrukcji. Już po chwili wchodzę po zardzewiałych stopniach rusztowania. Jak na złość przestało padać. Wszystko skrzypi, chybocze się. Jeszcze kawałek... Jestem. No ku®wa mać! Nic nie widać. Wszystko zasłaniają te chmury. O ile zawsze się cieszę z deszczu, to tym razem jest inaczej.
Dobrze, że chociaż na dół jest sensowny widok. Podchodzę do krawędzi, po drodze strącając w dół kamyk. Niech wie gdzie jego miejsce. Lęk wysokości? Nie wiem, nie myślę o tym. Spokojnie podnoszę głowę do góry, spoglądając na nisko zawieszone chmury. One to mają dobrze. Chyba.
Co powiesz na jeden krok do przodu? Wyjedziesz mi zaraz z tekstem, że obiecałem. Przecież ja jestem kłamcą. Wrednym perfidnym kłamcą. Dobrze wiesz, co odpowiem. Tak, jestem facetem. Trudno, czasem tak bywa. Uśmiech ponownie pojawia się na twarzy, gdy decyduje się, że dam sobie spokój. Na naukę nigdy nie jest za późno. Zwłaszcza na naukę latania. Krok do przodu.
To było takie proste. Ha! Teraz ja jestem kroplą. Tylko czemu to wszystko tak wolno trwa? Chwila zawiśnięcia, a po chwili spokojny lot na dół. O, jest nawet wiatr. Trochę silniejszy, no ale trudno. Oczywiście musiał mnie pchnąć na ścianę, nie? Jakże by inaczej. Coś strzeliło mi w plecach czy się wydawało? Nie wiem, nie czuję już nic. Ten blogi stan. Uwielbiam! Tylko ten niepokojący obraz zbliżającej się ziemi. Przymykam oczy, bo tak łatwiej. Znów tylko lot.
Było cudownie. Tylko ten odgłos przypominający uderzenie czegoś z dużą prędkością w ścianę. No i trzask łamanego kręgosłupa. Nieprzyjemne.
***
Obudził się gwałtownie siadając na łóżku. Początkowo nie mógł złapać oddechu. Siedział nie wiedząc co się dzieje, rozdygotanymi dłońmi dotknął skroni. Powoli wstał i podszedł do otwartego okna, łapiąc w puste płuca zbawienne, lodowate powietrze. Chwycił się ramy okna, mocno zaciskając na niej dłoń i oparł o nią rozpalone czoło, pozostał w bezruchu...
- Czemu to tylko sen?
Szkoda.
Paradoks.
Szkoda.
Paradoks.
Niesamowite ...
OdpowiedzUsuń