Nie ma to jak powrót z imprezy nad ranem. Zaczyna już świtać, lecz po ulicach wloką się jeszcze jedynie nocne autobusy. Właśnie jeden stary, pordzewiały Ikarus wtoczył się na przystanek. "Oby bliżej domu." pomyślała Aga i wsiadła do pustego autobusu, zajęła miejsce na kanapie z tyłu. Autobus ruszył, a miarowe skrzypienie wpłynęło relaksująco na dziewczynę. Przymknęła oczy i po niedługiej chwili odpłynęła w sen.
Ocknęła się dopiero po godzinie i od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. Musiała przymrużyć oczy, bo tuż nad jej głową świeciła wielka lampa, niczym te nad stołami operacyjnymi. Chciała zasłonić twarz ręką, ale zdała sobie sprawę, że oba nadgarstki, podobnie jak i nogi, miała przykute do kamiennego blatu, na którym leżała. Była przerażona, nic nie pamiętała, a wylądowała w jakiejś chorej scenerii. Zaczęła krzyczeć. Darła się, aż rozbolało ja gardło i zdarła sobie głos. Chrypiała jedynie, zalewając się potokami łez. Nikt jej nie torturował, nie dotykał. Leżała sama skąpana w świetle, w ciszy i skrępowana na twardym stole. To wystarczyło, powodując u niej paniczny strach. Wrzasnęła ponownie, ostatkiem sił. Poczuła stróżkę ciepłego moczu spływającą wzdłuż jej nogawki. Zemdlała, poddała się panicznemu lękowi.
Odzyskała świadomość. Nie wiedziała ile czasu minęło, czuła jedynie odrętwienie całego ciała. Jaskrawe światło dalej ją oślepiało, sprawiając jej ostry ból. Zdołała jednak dostrzec założone wkłucie na ramieniu. Do igły była przyczepiona kroplówka, a przynajmniej coś do niej łudząco podobnego, bo zawartość torebki miała błękitną barwę. Chciała natychmiast wyrwać z siebie dojście, lecz więzy trzymały wystarczająco mocno. Szarpnęła się raz i drugi, lecz sprawiała sobie tylko więcej bólu, raniąc i obcierając nadgarstki. Było już jej jednak wszystko obojętne, więc szarpała się bez przerwy. Bez przerwy do momentu, gdy poczuła, że z otarć ciekną strumyczki krwi. Na skórze utworzyły się bąble, a naskórek wyglądał niczym po oparzeniu. Aga jęknęła głośno, lecz z jej obolałego od płaczu gardła wydobył się jedynie szorstki skrzek. Ponownie odleciała w nieświadomość.
Tym razem do świata realnego przywołał ją potworny ból nóg. Uniosła głowę i otworzyła gwałtownie oczy, lecz natychmiast je zamknęła, oślepiona blaskiem jej "słońca". Ponownie, lecz tym razem dużo bardziej ostrożniej i powoli, rozchyliła powieki i przebiegła spojrzeniem po nogach. To co zobaczyła, przyprawiło ją o dreszcze. Prawa noga, a właściwie to co z niej zostało, a było tego niewiele, znajdowała się w podłużnym szklanym pojemniku. Wnętrze przeźroczystego pudełka było wypełnione wodą, zabarwioną już przez krew na lekko pomarańczowy kolor, i pływały w niej dziwne ryby, na pierwszy rzut oka przypominające młode węgorze. Co jakiś czas skubały jej nogę, odrywając ostro zakończonymi pyszczkami, spore kawałki jej skóry, mięśni, sprawiając jej tym samym okropny ból. Postrzępione fragmenty nogawki, pływały po powierzchni wody. Dziewczyna z wahaniem przesunęła wzrok na swoją druga nogę. Ta z pozorów wyglądała normalnie. Oczywiście o ile normalnym wyglądem można było to nazwać. Nogawka ucięta wysoko za kolanem, odsłaniała bladą skórę dziewczyny, pokryta drobną siateczką czarnych kreseczek. Ciemne linie układały się w większe koła i zawijasy, a następnie wszystkie zbiegały się na wysokości kolana. W centrum niezwykłego tatuażu, sterczał wbity centralnie w kolano, długi zardzewiały hak. Przez jego główkę, przeciągnięta była stalowa lina, która znikała gdzieś poza zasięgiem wzroku dziewczyny. Ofiara poczuła gwałtowne ugryzienie istoty z pojemnika i odruchowo drgnęła, wywołując lawinę bólu na całym ciele. Ten ból był wybawieniem. Dziewczyna osunęła się ponownie w ciemność.
Podczas kolejnego powrotu do świadomości, Aga zaczęła błagać o zakończenie jej męczarni. Jej dłonie nabrały chorego, żółtego zabarwienia i wyglądały jak wysuszone łapki kocich mumii. Nadgarstki miała już tak opuchnięte, że nie dostrzegała pętli sznurów, którymi były przywiązane do stołu. Dziewczyna nie patrzyła na swoje ciało. Bała się tego co z nim zrobiono. Leżała, ślepo wpatrując się w halogenową żarówkę, która była jej jedyna towarzyszką w niewoli, mając nadzieję, że chociaż ona się nad nią ulituję i wypali całkowicie jej spojrzenie. Podczas następnego odlotu dziewczyny, z jej brzucha wyciągnięto całe jej jelita i rozwieszono na specjalnym rusztowaniu, podwieszonym do sufitu. W wielu miejscach były powbijane agrafki, zszywki i małe gwoździki, a jeden zwój jelita leżał na podłodze. To właśnie po nim zaczęły się wspinać czerwone mrówki wielkości dorodnej muchy. W krótkim czasie dotarły do otwartej jamy brzusznej dziewczyny i zaczęły wyżerać jej wciąż żywe mięso. Dziewczyna nie miała siły nawet płakać, poddała się całkowicie swojemu losowi, błagając o śmierć. Śmierć, która byłaby wyzwoleniem.
Nagle Agnieszka poczuła gwałtowne szarpnięcie za ramię. Przygotowała się na ogromną falę bólu, aczkolwiek ta nie nadeszła. Powoli, ostrożnie podniosła powieki. Znowu znajdowała się w autobusie. Wracała do domu, a przed nią stał niski, szpakowaty kanar. To właśnie on ją obudził, aby sprawdzić jej bilet. Dziewczyna jak nowo narodzona, wsunęła mu w dłoń zwitek banknotów i wysiadła na przystanku. Puściła się biegiem do domu, w duchu przysięgając, że już nigdy nie będzie mieszać whisky oraz wina.
Dopiero podczas kąpieli dostrzegła na lewej nodze dziwne tatuaże i długa bliznę na brzuchu.
Paradoks.
Podczas kolejnego powrotu do świadomości, Aga zaczęła błagać o zakończenie jej męczarni. Jej dłonie nabrały chorego, żółtego zabarwienia i wyglądały jak wysuszone łapki kocich mumii. Nadgarstki miała już tak opuchnięte, że nie dostrzegała pętli sznurów, którymi były przywiązane do stołu. Dziewczyna nie patrzyła na swoje ciało. Bała się tego co z nim zrobiono. Leżała, ślepo wpatrując się w halogenową żarówkę, która była jej jedyna towarzyszką w niewoli, mając nadzieję, że chociaż ona się nad nią ulituję i wypali całkowicie jej spojrzenie. Podczas następnego odlotu dziewczyny, z jej brzucha wyciągnięto całe jej jelita i rozwieszono na specjalnym rusztowaniu, podwieszonym do sufitu. W wielu miejscach były powbijane agrafki, zszywki i małe gwoździki, a jeden zwój jelita leżał na podłodze. To właśnie po nim zaczęły się wspinać czerwone mrówki wielkości dorodnej muchy. W krótkim czasie dotarły do otwartej jamy brzusznej dziewczyny i zaczęły wyżerać jej wciąż żywe mięso. Dziewczyna nie miała siły nawet płakać, poddała się całkowicie swojemu losowi, błagając o śmierć. Śmierć, która byłaby wyzwoleniem.
Nagle Agnieszka poczuła gwałtowne szarpnięcie za ramię. Przygotowała się na ogromną falę bólu, aczkolwiek ta nie nadeszła. Powoli, ostrożnie podniosła powieki. Znowu znajdowała się w autobusie. Wracała do domu, a przed nią stał niski, szpakowaty kanar. To właśnie on ją obudził, aby sprawdzić jej bilet. Dziewczyna jak nowo narodzona, wsunęła mu w dłoń zwitek banknotów i wysiadła na przystanku. Puściła się biegiem do domu, w duchu przysięgając, że już nigdy nie będzie mieszać whisky oraz wina.
Dopiero podczas kąpieli dostrzegła na lewej nodze dziwne tatuaże i długa bliznę na brzuchu.
Paradoks.
Bardzo ciekawa historia aczkolwiek która przywarła mnie o dreszcze. Wyobrażałam sobie sytuację lecz bólu żadnego nie odczuwałam... Historia, ma swoją fabułę i świetne rozwinięcie wraz z zakończeniem. Ogólnie horrorystycznie się czułam jakbym była tam właśnie. Super ;D
OdpowiedzUsuńMały błąd:
OdpowiedzUsuń"Postrzępiona fragmenty nogawki pływały po powierzchni wody."
Ogółem bardzo mi się podoba ;) Pomysł z mrówkami bardzo ciekawy :D
W przypadku braku weny lub po prostu chęci posłuchania sobie czegoś nastrojowego polecam: http://www.youtube.com/watch?v=IVRjJWI_pqA
Zmienię, dzięki.
OdpowiedzUsuńKońcówka całkiem przyzwoita, kocie.
OdpowiedzUsuńCreative, potwierdzam, że jestem autorem tego tekstu :)
OdpowiedzUsuń